Droga Redakcjo,
Zabawne, dziś radziłam innym jak pisać, że wena sama przychodzi, tylko trzeba usiąść i zacząć (itp., itd). Tymczasem sama znowu trafiam na wewnętrzny opór. No, ale stwierdziłam: posłucham samej siebie (zdarza mi się doradzić innym coś mądrego, zaryzykuję, może i wobec mnie samej ma to zastosowanie ;). Usiadłam i zaczęłam.
Dzisiejszy dzień był zaskakujący. Poczynając od kilku niezaliczonych wywrotek na śliskich powierzchniach (emocje towarzyszące balansowaniu na pograniczu pionu i poziomu - bezcenne! Niemniej dziękuję, że nie dopadł mnie poziom :), po przedziwne spotkanie, przebiegającego na czerwonym świetle - człowieka ze snu (po kilku głębszych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że mężczyzna ów miał sporo z Anioła. Blond włosy i skandynawski typ urody, jednak do czegoś zobowiązują ;).
Droga Redakcja poważnie mnie tym faktem zaskoczyła. Oto pojawia się przede mną, w całej krasie, człowiek, zupełnie mi personalnie nieznany (może gdzieś, przez moment w kościele, czy na szlaku górskim widziany), który przyśnił mi się miesiąc temu! Dokładniej, został głównym bohaterem pełnometrażowego, kolorowego snu, przedstawiającego zapowiedź wypełnienia danej mi przez Drogą Redakcję obietnicy. Poczułam, że naprawdę wszystko jest możliwe, że Droga Redakcja, wciąż jest, wciąż czuwa i jak będzie trzeba, to w jednej sekundzie, tak mnie zaskoczy, tak to wszystko wypełni, że mi, i nie tylko mi, szczęka opadnie.
Wciąż potrzebuję takich znaków, by mieć nadzieję. Wciąż potrzebują dotykać, by wierzyć.
Dziękuję, że dajesz mi tyle, ile potrzebuję.
Wciąż zaskoczona możliwościami i cierpliwością Drogiej Redakcji.
PS. Może by tak dziś przyśnił mi się Brad Pitt ;)
:)
13 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz