Droga Redakcjo,
Pisanie o tym, co miało miejsce w przeciągu ostatnich czterech dni, przypomina mi upychanie pięknego barwnego ptaka do ciasnej klatki, albo zabijanie apetytu na wuzetkę odtłuszczonym jogurtem ;)
Ten czas bardzo mi smakował. Jak oddech, którego dawno nie miałam, jak pożywne jedzenie, które dodaje sił... Te chwile przed snem, kiedy po długiej wędrówce za dnia, w górach, w śniegu, nie miałam siły myśleć o niczym innym, tylko o tym co widziałam... (bieli, bieli, bieli, drzewach ośnieżonych, rwących strumieniach), co pokonałam, i że to już za mną. Czułam prawdziwą dumę.
A w międzyczasie były rozmowy, układało się to i owo. Czasem po prostu mówiłam, wyrzucałam z siebie kolejne obrazy. Chyba nawet godziłam się z tym, że będzie inaczej, że trzeba dalej żyć. Czułam, że obok są Ludzie, którzy też cierpią, że razem jest nam raźniej. Choć czasem wydaje się, że nie umiemy sobie pomóc, nic powiedzieć, to możemy siebie słuchać. Być. I robi się jakoś lepiej.
To wszystko trwa i trudno wracać do miejsc, w których coś się rodziło, a teraz przychodzi temu odchodzić. Jestem tak świadoma każdej z tych szczepionek, że czasem wydaje mi się niepojęte... jak mnie przez nie przeprowadzasz, że kuracja wciąż trwa, że nie zostawiasz mnie z tym samej. Naprawdę trudno mi pozwalać, by to co było, odeszło. Oddawać Ci to wszystko kawałek po kawałku..., ale chcę wierzyć, że to co się zdarzyło było dobre, że wiele mnie nauczyło. Pamiętać, że było możliwe czuć to wszystko..., że to już część mnie i że to stało się dla większego dobra.
Dziękuję za Przyjaciół, Tych prawdziwych, za góry, za śnieg, placek po zbójnicku, żurek po juhasku i za polewkę piwną z korzeniami... Mniam...
Wypoczęta, zbierająca się do nowego lotu, dokądkolwiek zaniesie,
Mniej ważna niż Ty.